Byłam na spacerze z Mackiem i Loganem. Bardzo polubiłam Macka, a może
nawet kochałam go. Kiedy szliśmy za krzaków wyskoczyło dziesięć wilków
mordoru i rzuciły nam się do gardeł. Walczyliśmy dzielnie, ale w pewnym
momencie jakiś wilk wgryzł mi się w gardło. Upadłam, a Logan i Mack
walczyli dalej. Zabili dwa wilki, a reszta uciekła. Podbiegli do mnie.
Patrzyłam na Logana, a oczy zaszły mi mgłą.
-Lily-powiedział. W jego głosie było słychać przerażenie.-Zaraz zabiorę cię do watahy. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
-Logan-powiedziałam ledwo łapiąc powietrze-jeśli nie przeżyję masz mnie nie ożywiać.
-Ale Lily...
-Obiecaj-nalegałam.
-Obiecuję.
-Żegnaj Logan. Żegnaj Mack. Kocham was-powiedziałam i stanęłam oko w oko
ze śmiercią. Moje serce stanęło i już nigdy się nie poruszyło...
*Logan*
Stałem nad ciałem siostry w dalszym ciągu w szoku. Już nigdy nie miała
się poruszyć, zaśmiać, czy nawet zdenerwować. Oczywiście mogłem ją
ożywić, ale zabroniła. Z oczu Macka płynęły łzy. Ja stałe sparaliżowany
nie wiedząc co zrobić. W końcu powiedziałem cicho:
-Musimy ją zabrać do watahy.
Mack pokiwał powoli głową i wziął ją na plecy. Ruszyliśmy do jaskini
alfy. Po drodze mijaliśmy wiele wilków, które szły za nami, widząc kogo
niesiemy. Przed jaskinią znalazła się cała wataha. Wyszedł Matt i stanął
jak wryty.
-Co z-zaczął, ale mu przerwałem.
-Nie żyje-powiedziałem, a na twarzach wszystkich zagościł szok nie
licząc czterech. Na twarzach rodziców, Setha i Megan zagościło
niedowierzanie i ból. Megan zadała mi nieme pytanie, ale jedno moje
spojrzenie jej wystarczyło. Wszyscy zawyliśmy oddając hołd zmarłej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz