-wiesz nigdy nie czułam się tak bezpiecznie jak na tej wyspie
-to może dlatego ta wataha nazywa się "Wataha wiecznego spokoju"
-naprawdę?
-tak
-to może wrócimy już do jaskini?
-dobry pomysł bo się nie wyśpimy
Wróciliśmy do jaskini, gdy się obudziłem dev jeszcze spała i pobiegłem do mojej macochy i swaty:
-moja partnerka ma dziś urodziny, uda się skombinować jakąś imprezę?
-jasne coś się wymyśli, bądź ze swoją solenizantką zaraz po zmroku
-no dobrze, dziękuje
Wróciłem do jaskini i obudziłem dev
-wstawaj, wstawaj, szkoda takiego dnia!- powiedziałem i zawołałem małą chmurę deszczową i deszczyk padał na dev
-co się dzieje?, sufit przecieka czy co?- powiedziała budząc się- Winter!
-co?, wstać nie chciałaś to co miałem zrobić?
-a po co mnie budziłeś mnie?
-choć na spacer
-teraz?
-tak
Po krótkiej chwili ja i dev ruszyliśmy na spacer, poszliśmy najpierw do
parku zakochanych, spacerowaliśmy chwilę po czym poszliśmy nad
romantyczne jeziorko, siedzieliśmy tam aż do zmroku.
-choć musimy iść
-ale gdzie?
-zobaczysz
Zawiązałem jej oczy chustą, żeby była większa niespodzianka.
-winter
-choć
- no dobrze
Gdy doszliśmy zdjąłem jej opaskę, a wszyscy krzyknęli:
-sto lat delovitta
(Delovita?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz