Po pewnym czasie zobaczyłam sylwetkę potwora w oddali.
Byłam już tak wyczerpana że nie byłam w stanie wstać i uciec.
Potwór był już koło mnie.
Czułam jego oddech...
Byłam już tylko zdana na los innych...
Albo mnie za chwilę znajdą albo pożre mnie potwór.
Nagle usłyszałam jak za mną przesuwa się głaz.
Była to moja kuzynka Mystic.
Wzięła mnie na grzbiet i zaniosła gdzieś nad rzeczkę.
Jak by nie było z powodu wycieńczenia zemdlałam.
Dopiero nad rzeczką odzyskałam przytomność...
-Co...co się stało?-zapytałam
-Znaleźliśmy cię za głazem-odpowiedziała Mystic
-Dziękuje Ci-powiedziałam-Gdyby nie wy wykrwawiła bym się na śmierć....zresztą i tak mam tylko trochę krwi...
-Nie martw się nic Ci nie będzie...pójdziemy do Medyka lub Medyczki....może do medyka, mojego wujka-powiedziała
-Ale ja nie dam rady się podnieść....niedawno miałam sparaliżowane łapy-powiedziałam
-Hm...no cóż pobiegnę po medyka-powiedziała i szybko pobiegła do watahy
*Po pewnym czasie*
-O na Gandalfa co się z nią stało?-spytał Logan
-Znalazłam ją za kamieniem kompletnie wykończoną...pewnie długo uciekała przed tym potworem-powiedziała Mystic
Logan zbadał mnie i okazało się że mam tylko 0,5 l krwi w sobie....powiedział że jak najszybciej muszą dostarczyć mi krew....bo inaczej....inaczej umrę...byłam tym faktem strasznie załamana...
Logan wziął mnie na grzbiet i powoli doszliśmy do Watahy...
Każdy z Watahy nakłuwał się igłą i darował mi krew...
Później już tylko trzeba było zaszyć ranę...
To akurat poszło bez problemu...
Po zabiegu zostałam zaniesiona do swojego pokoju w jaskini mamy i taty...
Po paru godzinach czułam już się troszkę lepiej.
Ktoś w pokoju rodziców kłócił się z tatą a później wszedł do mojego pokoju jakiś czarny basior...
(Dark?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz