Pewnego razu patrolując teren ujrzałam nad chodządze armię elfów
krasnoludów i innych magicznych stworzeń lecz nie było wśród nich
wilków.. Od razu pobiegłam po moje armię. Stawiliśmy się licznie przed
bramą do mordoru. Nakazałam wilkom ruszyć do ataku wtedy patrzyłam jak
ginie mnóstwo wilków i elfów nie mogłam na to patrzeć wszędzie pełno
było krwi wtedy zrozumiałam co ja robię...
-stop macie się natychmiast wycofać- krzyknęłam do armii
Po tych słowach wszystkie wilki się cofnęły a ja stanęłam pomiędzy nimi i powiedziałam
-byłam zła za długo teraz zobaczyłam że to co robię jest złe, mam dość
nie mogę moje serce i było może w mroku i cieniu lecz nie mogę już
patrzeć na śmierć mnustwa stworzeń z mojego powodu
Naglę coś wzbiło mię w powietrz i wyleciał z moich oczu nosa i z uszu
czarny i czerwony dym i spadłam na ziemię w swoim starym wyglądzie lecz
straciłam przytomność słyszałam tylko głosy elfów zastanawiających się
co ze mną zrobić, chwilę później ocknęłam się a obok mnie stały już
diana i Seth i mnóstwo wilków i elfów oraz sarumana w powietrzu który
chciał rzucić klątwę na wszystkich wtedy wysoko skoczyłam i klątwa padła
na mnie a brzmiała tak : "zginiesz w dniu 4 twoich urodzin"
Najważniejsze było tylko że nic się niestało innym. Po chwili znowu
straciłam przytomność ocknęłam się w sali elronda, a obok mnie stał Seth
z dianą, udało powiedzieć mi się tylko jedno zdanie:
-przepraszam was i muszę ci coś powiedzieć Seth twoja mama uciekła na zachód przez zemnie przepraszam- powiedziałam i zemdlałam
(Seth pogadaj z dianą ok?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz